,, Teraz wgryź się porządnie ale
przełykaj po trochu.
Mdły sok i miąższ strutego owocu
Smak spłynie na wargi bukiet pogardy
Czujesz tą chemię nadpsutych przyjaźni
Niejedna akuszerka straciła do nas serce
Gdy odbiera poród załamuje ręce
Jutro będzie lepiej, niech tylko minie noc ta
To filozofia dobra dla małego chłopca..." Pih
Mdły sok i miąższ strutego owocu
Smak spłynie na wargi bukiet pogardy
Czujesz tą chemię nadpsutych przyjaźni
Niejedna akuszerka straciła do nas serce
Gdy odbiera poród załamuje ręce
Jutro będzie lepiej, niech tylko minie noc ta
To filozofia dobra dla małego chłopca..." Pih
Tłum.
Człowiek nie zna naprawdę
znaczenia tego słowa, jeśli nigdy nie uczestniczył w odprawie na perony
pierwszego dnia dziewiątego miesiąca roku. Zwłaszcza w południową porę wszyscy
ludzie zdawali się wyjść z domów i po prostu dla zabawy lub chęci rozzłoszczenia
śpieszących się pasażerów, spacerować po uliczkach koło miejsc odjazdu
pociągów. Nie wiem jak pozostałych pędzących na koleje, natomiast mnie kłębiący
się niczym mrówki, mieszkańcy doprowadzili do cichego przekleństwa.
Siedziałam i przyglądałam się
temu rozgardiaszowi zza szyby błyszczącego się na słońcu, czarnego,
wypolerowanego niczym najdroższa biżuteria, samochodzie, a właściwie limuzynie.
Ja nazywałam to autem, ale gospodyni nerwowo upierała się, iż było to coś znacznie
większego.
Pamiętam jak ojciec przywiózł tę kupę żelastwa do domu; był taki podekscytowany, jak gdyby był to co najmniej drogi kosmetyk lub najmodniejsza sukienka sezonu. Chociaż z perspektywy czasu, powinnam wówczas się cieszyć, bo w ogóle miałam jakikolwiek kontakt z tatą. Teraz nasza znajomość polegała w głównej mierze na tym, iż mieszkałam w jego domu i otrzymywałam fałszywe liściki, dzięki którym kochana córeczka tatusia miała uwierzyć, iż kocha ją on z całego serca.
Najsmutniejsze było to, że
ojciec chyba nawet nie pamiętał, a przynajmniej nie zdawał sobie sprawy, że
dzisiejszego dnia wyjeżdżałam do szkoły, by opuścić go na cały rok, pomijając
święta, o ile on i matka z powodu licznych obowiązków, w ogóle się na nich
zjawią.
Pamiętałam jednak, iż tata załączył do listu, który wręczyła mi gospodyni, mały dopisek, który miał być świadectwem, że interesuje się on swoją szesnastoletnią córką. Przed oczami widziałam koślawe, pośpieszne pismo, jak gdyby pisał je mając przyłożony nóż do gardła.
Pamiętałam jednak, iż tata załączył do listu, który wręczyła mi gospodyni, mały dopisek, który miał być świadectwem, że interesuje się on swoją szesnastoletnią córką. Przed oczami widziałam koślawe, pośpieszne pismo, jak gdyby pisał je mając przyłożony nóż do gardła.
P.S Ucz się pilnie i pamiętaj:
musisz być najlepszą.
-Wysiadamy, Jacqueline. To już
tutaj. - Gosposia dotknęła troskliwym gestem moją rękę, a ja ostatnim odruchem
rozsądku nie krzyknęłam. Nienawidziłam kiedy ktoś przeszkadzał mi w moim
myśleniu, zamykałam się wówczas w dworze, do którego tylko ja miałam
odpowiednie kluczyki. Inni mogli próbować wejść, jednakże za każdym razem zamek
nie pozwalał im dostać się do komnaty mojego umysłu.
Wystarczyło jednak, by ktoś
otoczył mnie ciepłem, a już runął cały mój pałac, wszystkie wieże i pokoje,
piękny, zadbany i pachnący zielenią ogród oraz kusząca letnią wodą fontanna.
-Dobrze. Już wysiadam – wyrzuciłam nieco ostrym tonem i otworzyłam drzwi samochodu.
-Dobrze. Już wysiadam – wyrzuciłam nieco ostrym tonem i otworzyłam drzwi samochodu.
Gospodyni wysiadła z drugiej
strony, a gdy obie obeszłyśmy limuzynę, spotkałyśmy się i przystałyśmy na
chwilę, by zaczekać aż szofer wyjmie moją walizkę. Zajęło mu to chwilę czasu,
ponieważ moja torba nie należała do najlżejszych. Jednakże musiałam przecież
dobrze wyglądać; nie mogłam prezentować się gorzej od Emmanuelle i z godnością
przemierzać mury Beauxbatons w poszukiwaniu tego, który był mnie godzien.
Gdy wreszcie moja walizka stała
oparta o ceglaną, zniszczoną wiekiem kolumnę, która moim zdaniem powinna być
już dawno zniszczona, a na jej miejscu powstać nowoczesna i lśniąca, ruszyłam
po torbę, by jak co roku, podziemnym przejściem, gdzie niegdyś znajdowało się
metro, natomiast teraz była to zwykła, niezamieszkana dziura, sekretną drogą
ukryta za jednym ze ścian, dostać się na peron dwunasty.
Ktoś jednak mnie zatrzymał.
Ciepła, wilgotna dłoń gospodyni zacisnęła się na moim nadgarstku, czym wywołała nieznaczny ból. A jednak wykrzywiłam twarz w codziennym grymasie niezadowolenia i odwróciłam się gwałtownie, uderzając złotymi, zapiętymi w starannie związany kucyk, włosami w facjatę kobiety. Ona jednak nie zareagowała tak, jak powinna była. Nie odsunęła się. Nie pozwoliła mi odejść.
Zmarszczyłam podejrzliwie brwi i otworzyłam z zaskoczenia usta.
-Co ty sobie wyobrażasz, Roberto? - spytałam pełnym zadziwienia głosem, a jednak z pewną nutą irytacji i złośliwości, która niewidzialną chochlą zmieszała wszystkie towarzyszące mi uczucia w jedność. Kobieta jednak jedynie się uśmiechnęła; szczerze i prawdziwe, a następnie opuściła swoją rękę.
-Chciałam się tylko z tobą pożegnać. No i życzyć ci powodzenia, choć ty tego pewnie nie potrzebujesz, prawda Jacqueline? - Twarzy pełnej grymasu podsiadło miejsce totalne osłupienie. Nie miałam pojęcia, że te słowa będą celem Roberty. Nigdy nie uważałam, by szczególnie mnie lubiła. Miałam wręcz wrażenie, że walczy z moją obecnością, starając się przebywać ze mną jak najkrócej, najlepiej wcale. Natomiast ona po prostu chciała mi życzyć powodzenia.
Niewiarygodne, a jednocześnie kpiąco paradoksalne.
Gospodyni, której nie znosiłam złożyła mi życzenia, bym dobrze sobie radziła, a ojciec, człowiek, który sprawił, że jestem tym, kim jestem, że w ogóle żyłam, ma mnie całkowicie i niezaprzeczalnie w poważaniu.
Opanowałam jednak sztukę nakładania maski bardzo dobrze, rzec by można, że perfekcyjnie, więc dostosowałam twarz do mojej zwykłej tonacji dla Roberty i uśmiechnęłam się miło, aczkolwiek pozbawionym szerszych uczuć uśmiechem.
-Dziękuję. Do zobaczenia – dodałam i odwróciłam się, zabierając walizkę, która tego roku była rzeczywiście niezwykle ciężka. Nie patrzyłam wstecz, nie miałam ochoty wykazywać szerszego zdumienia, czy w ogóle jakiegokolwiek uczucia, które mogło by zdradzić, iż moje serce, zwykle obkute lodem, zostało stopione, jak gdyby ktoś przyłożył mi do niego rozżarzone węgle.
Ciepła, wilgotna dłoń gospodyni zacisnęła się na moim nadgarstku, czym wywołała nieznaczny ból. A jednak wykrzywiłam twarz w codziennym grymasie niezadowolenia i odwróciłam się gwałtownie, uderzając złotymi, zapiętymi w starannie związany kucyk, włosami w facjatę kobiety. Ona jednak nie zareagowała tak, jak powinna była. Nie odsunęła się. Nie pozwoliła mi odejść.
Zmarszczyłam podejrzliwie brwi i otworzyłam z zaskoczenia usta.
-Co ty sobie wyobrażasz, Roberto? - spytałam pełnym zadziwienia głosem, a jednak z pewną nutą irytacji i złośliwości, która niewidzialną chochlą zmieszała wszystkie towarzyszące mi uczucia w jedność. Kobieta jednak jedynie się uśmiechnęła; szczerze i prawdziwe, a następnie opuściła swoją rękę.
-Chciałam się tylko z tobą pożegnać. No i życzyć ci powodzenia, choć ty tego pewnie nie potrzebujesz, prawda Jacqueline? - Twarzy pełnej grymasu podsiadło miejsce totalne osłupienie. Nie miałam pojęcia, że te słowa będą celem Roberty. Nigdy nie uważałam, by szczególnie mnie lubiła. Miałam wręcz wrażenie, że walczy z moją obecnością, starając się przebywać ze mną jak najkrócej, najlepiej wcale. Natomiast ona po prostu chciała mi życzyć powodzenia.
Niewiarygodne, a jednocześnie kpiąco paradoksalne.
Gospodyni, której nie znosiłam złożyła mi życzenia, bym dobrze sobie radziła, a ojciec, człowiek, który sprawił, że jestem tym, kim jestem, że w ogóle żyłam, ma mnie całkowicie i niezaprzeczalnie w poważaniu.
Opanowałam jednak sztukę nakładania maski bardzo dobrze, rzec by można, że perfekcyjnie, więc dostosowałam twarz do mojej zwykłej tonacji dla Roberty i uśmiechnęłam się miło, aczkolwiek pozbawionym szerszych uczuć uśmiechem.
-Dziękuję. Do zobaczenia – dodałam i odwróciłam się, zabierając walizkę, która tego roku była rzeczywiście niezwykle ciężka. Nie patrzyłam wstecz, nie miałam ochoty wykazywać szerszego zdumienia, czy w ogóle jakiegokolwiek uczucia, które mogło by zdradzić, iż moje serce, zwykle obkute lodem, zostało stopione, jak gdyby ktoś przyłożył mi do niego rozżarzone węgle.
***
Gdy znalazłam się na peronie
dwunastym, pociąg już czekał, wydając co jakiś czas odgłosy niezadowolenia, jak
gdyby bardzo przeszkadzał mu fakt, iż musiał czekać na spóźnialskich.
Zauważyłam Emmanuelle, która już zdążyła przekonać do siebie jakiś trzech chłopców z młodszych klas, którzy co jakiś czas wybuchali spazmatycznymi i nagłymi odruchami śmiechu, zapewne z żartów mojej przyjaciółki. Nie widziałam ich dokładnie, bowiem z otwartego okna pociągu wychylały się jedynie głowy uczniów.
Emmanuelle jak zwykle swoje piwne, kręcone w piękne, aksamitne oraz spiralnie skręcone włosy przerzuciła na jedną stronę głowy, by tym samym odsłonić widoczne ramiączka czarnego stanika. Nie musiałam stać blisko, by to wiedzieć; robiła tak za każdym razem już od sześciu lat, czekając na coraz to nowsze ofiary jej zabawy uczuć.
Zauważyłam Emmanuelle, która już zdążyła przekonać do siebie jakiś trzech chłopców z młodszych klas, którzy co jakiś czas wybuchali spazmatycznymi i nagłymi odruchami śmiechu, zapewne z żartów mojej przyjaciółki. Nie widziałam ich dokładnie, bowiem z otwartego okna pociągu wychylały się jedynie głowy uczniów.
Emmanuelle jak zwykle swoje piwne, kręcone w piękne, aksamitne oraz spiralnie skręcone włosy przerzuciła na jedną stronę głowy, by tym samym odsłonić widoczne ramiączka czarnego stanika. Nie musiałam stać blisko, by to wiedzieć; robiła tak za każdym razem już od sześciu lat, czekając na coraz to nowsze ofiary jej zabawy uczuć.
Uśmiechnęłam się szeroko, odgarniając niespokojne fale, kłębiące się na mojej twarzy niczym chmury przy podmuchu wiatru. Białe zęby trwały wyszczerzone w moich ustach, jak gdyby ktoś zaszył mi twarz w takim położeniu, by jednak chwilę potem przerodzić się w niedowierzanie, ukryte za maską absurdu.
W tej chwili moje stopy ruszyły ku pociągowi i już miałam zamiar zbliżyć się do jego drzwi, niczym spragniony podróżny, błąkający się od jakiegoś czasu po pustkowiach, nie mający pojęcia, dokąd teraz powinien się udać. Ociężale uderza pięściami w ciemne drewno, pragnąc rozgorączkowanie dostać się na drugą stronę, by zaznać odrobiny spokoju i zjeść na koszt domowników.
Wtem maszyna wykonała spazmatyczny ruch, jak gdyby konwulsję bólu, by już po chwili wybuchnąć chmurą pary, niczym śliną z paszczy rozszalałego i głodnego zwierzęcia.
W swoim ciele poczułam jakieś nagłe kopnięcie, uderzające z impetem w moje nerwy, delikatnie muskając przy tym kości. Odebrałam to tak, jak gdyby ktoś lub coś, znajdujące się w moim ciele, nie chciało, bym nadal trwała bez ruchu, bez żadnej reakcji; pozostając marionetką w rękach czasu.
Nie wiedziałam co należy zrobić, sparaliżowane kończyny nie pozwoliły mi na bieg, a zresztą, nie mogłabym tak bardzo zranić mojej dumy, to uwłaczałoby mojej postawie. Wykluczone. Jacqueline rozpaczliwie biegnąca i próbująca dostać się na pokład ekspresu?
To po prostu nienormalne.
Nienaturalne.
Haniebne.
A jednak sekundy niespokojnie
szybko mijały, a kolej oddalała się coraz bardziej i bardziej, wkrótce mając
pozostać jedynie czarną plamkę, wspomnieniem, którego nie mogłam zmienić.
Czułam się jak w scenie z najprawdziwszego koszmaru z typu tych, w których
atakuje cię z każdej strony stado wilków, a twoje stopy mimo to nie chcą się
przesunąć ani o centymetr; po prostu trwasz, niczym ktoś zawieszony pomiędzy
życiem, a śmiercią, czekając podenerwowany na dzień Sądu Ostatecznego.
Umysł produkował niespokojne myśli, mknące szybko niczym stado galopujących przez polanę dzikich koni, miażdżących trawę z każdym ruchem kopyt. Natomiast ciało odłączyło się od głowy, jak lalka, której pod wpływem upływu lat zostaje urwana jakaś część. Wtedy dziecko wyrzuca nic nieznaczącą zabawkę w kąt, by już nigdy nie miała zostać użyta do swojego pierwotnego powołania.
Musiałam zrobić coś, by zapobiec tej nadciągającej niczym burza z piorunami katastrofie. Jeden grzmot miał bowiem zniszczyć całe plony uprawianej przeze wiele lat dumy.
Nie mogłam pozwolić by trzeba było wysyłać po mnie abraksany, by te musiały mnie eskortować. Czułabym się wtedy niezwykle poniżona i zgorszona, a to najgorsza rzecz jakiej mogłabym dostąpić.
Po mimo grymasu niechęci i umysłu, który nerwowo szeptał mi, iż nie powinnam tego robić, zmusiłam swoje sztywne ciało do ruchu, niszcząc tym samym ciepły lód, który osiadł się na mojej skórze, organach, komórkach, powodując całkowite odmrożenie i niemożliwość poruszenia. Powłoka lodowa runęła niczym niestabilny mur równie szybko, jak się pojawiła.
Zaczęłam biec, ile sił w długich nogach, które pomimo znacznych rozmiarów jakoś szczególnie nie pomagały mi w pościgu pociągu. Rączka ciężkiej walizki wbijała się w delikatną skórę dłoni, która natychmiast pokryła się purpurem, zaczęła piec i boleć jednocześnie, ciężar trzymanej przeze mnie torby sprawiał, że z każdą sekundą miałam wrażenie, iż ręka wydłuża mi się o parę centymetrów. Nogi w butach o sporej wielkości obcasach zaczęły wypalać w moich stopach pamiętliwe epizody, nie dając zapomnieć o swojej obecności. Oddech przyśpieszył mi się tak gwałtownie, że przez niewielką ilość czasu miałam wrażenie, że jakiś ogromny odkurzacz wyssał powietrze z całej powierzchni Ziemi.
Popatrzyłam niepewnie w kierunku pociągu, ku swojemu niezbyt wielkiemu zdziwieniu widząc rozmazane twarze wielu uczniów, które wychyliły się zza okien i z zaciekawieniem obserwowały mój szaleńczy sprint.
Czułam się jak zwierzyna goniona przez lwa.
Umysł produkował niespokojne myśli, mknące szybko niczym stado galopujących przez polanę dzikich koni, miażdżących trawę z każdym ruchem kopyt. Natomiast ciało odłączyło się od głowy, jak lalka, której pod wpływem upływu lat zostaje urwana jakaś część. Wtedy dziecko wyrzuca nic nieznaczącą zabawkę w kąt, by już nigdy nie miała zostać użyta do swojego pierwotnego powołania.
Musiałam zrobić coś, by zapobiec tej nadciągającej niczym burza z piorunami katastrofie. Jeden grzmot miał bowiem zniszczyć całe plony uprawianej przeze wiele lat dumy.
Nie mogłam pozwolić by trzeba było wysyłać po mnie abraksany, by te musiały mnie eskortować. Czułabym się wtedy niezwykle poniżona i zgorszona, a to najgorsza rzecz jakiej mogłabym dostąpić.
Po mimo grymasu niechęci i umysłu, który nerwowo szeptał mi, iż nie powinnam tego robić, zmusiłam swoje sztywne ciało do ruchu, niszcząc tym samym ciepły lód, który osiadł się na mojej skórze, organach, komórkach, powodując całkowite odmrożenie i niemożliwość poruszenia. Powłoka lodowa runęła niczym niestabilny mur równie szybko, jak się pojawiła.
Zaczęłam biec, ile sił w długich nogach, które pomimo znacznych rozmiarów jakoś szczególnie nie pomagały mi w pościgu pociągu. Rączka ciężkiej walizki wbijała się w delikatną skórę dłoni, która natychmiast pokryła się purpurem, zaczęła piec i boleć jednocześnie, ciężar trzymanej przeze mnie torby sprawiał, że z każdą sekundą miałam wrażenie, iż ręka wydłuża mi się o parę centymetrów. Nogi w butach o sporej wielkości obcasach zaczęły wypalać w moich stopach pamiętliwe epizody, nie dając zapomnieć o swojej obecności. Oddech przyśpieszył mi się tak gwałtownie, że przez niewielką ilość czasu miałam wrażenie, że jakiś ogromny odkurzacz wyssał powietrze z całej powierzchni Ziemi.
Popatrzyłam niepewnie w kierunku pociągu, ku swojemu niezbyt wielkiemu zdziwieniu widząc rozmazane twarze wielu uczniów, które wychyliły się zza okien i z zaciekawieniem obserwowały mój szaleńczy sprint.
Czułam się jak zwierzyna goniona przez lwa.
Jak niewolnik wydany na
pożarcie.
Człowiek uczestniczący w
widowisku, w którym bierze udział bez własnej wiedzy.
-Niech ktoś zatrzyma pociąg! - krzyknął dochodzący do moich uszu, stłumiony własnym nierównomiernym oddechem głos.
Właśnie wtedy dotarła do mnie ta prosta, a przy tym najbardziej raniąca prawda.
-Niech ktoś zatrzyma pociąg! - krzyknął dochodzący do moich uszu, stłumiony własnym nierównomiernym oddechem głos.
Właśnie wtedy dotarła do mnie ta prosta, a przy tym najbardziej raniąca prawda.
Byłam na ich łasce.
Wtem zdałam sobie sprawę, iż byłam już prawie w odpowiednim miejscu, by wskoczyć.
Udało mi się dogonić tak
szybki ekspres? Niedowierzanie wypełzło z otchłani własnej poczytalności. Umysł
jednak podsunął mi logiczne wytłumaczenie.
Ktoś musiał poprosić o jego zatrzymanie.
Wydałam z siebie odgłos własnego niezadowolenia i dotknęłam złotej barierki, po której mogłam wciągnąć się na pokład. Wszyscy uczniowie obserwowali moją rozpaczliwą scenę walki o dotarcie na kolej z przejęciem, a jednak zdawałam sobie sprawę z tego, iż nie obejdzie się bez dogryzania, zwłaszcza ze strony kujonów, którzy zapewne już obliczyli moje marne szanse.
A jednak się pomyli. Dotarłam na pociąg. Z czyjąś pomocą lub nie. Nieważne.
I właśnie w momencie, gdy próbowałam wślizgnąć się na barierkę, by raz na zawsze pożegnać towarzyszący mi wstyd i upokorzenie, oblepiona potem niczym galaretą dłoń zsunęła się, sprawiając, że w ciągu ułamka sekundy zdaję sobie sprawę, że zaraz pożegnam się z tym środkiem transportu mającym dostarczyć mnie do Akademii, a także uznaniem i dobrą opinią wśród uczniów. Iskierka desperacja szepnęła mi też cichutko, że przedstawiona przeze mnie sytuacja była najbardziej optymistyczną, na jaką mogłam się w danym położeniu zdobyć.
Spadając z tak rozpędzonego pociągu na zimną posadzkę, nie będzie się dało dostarczyć mnie czymkolwiek w jednym kawałku.
Wówczas ktoś chwycił moją dłoń; gwałtowność i siła uścisku zmiażdżyła moje kości, niczym maszyna przerabiająca zboża na jedną konsystencję mąki. Przez moment nie byłam w stanie logicznie myśleć; czułam się tak, jak gdyby tłamszona nie była tylko moja ręka, ale także dusza, wyciskając na niej piętno dłużnika, dla którego teraz ja powinnam uczynić coś miłego.
Silne ramię wciągnęło mnie na pokład, a ja wygięłam się, by ujrzeć twarz wybawcy. Niestety gdy tylko udało mi się pogodzić umysł z wzrokiem, dostrzegłam, iż stałam całkowicie sama, lekko się chwiejąc i trzęsąc, niczym listki osiki, tańczące z wiatrem przy najmniejszym jego podmuchu.
Chwilę potem koło mnie zgromadziło się mnóstwo osób, pojawiających się prawie tak szybko, jak mój wybawca zdołał uciec. Niemal, że zalali pomieszczenie, w którym się znajdowałam, sprawiając, że ponownie dostałam problemów z oddychaniem. Zaczęłam nerwowo pokasływać, jednocześnie próbując uspokoić niespokojny oddech i szybko dudniące, niczym woda w rynnie serce, by wyglądać na w pełni opanowaną i wcale nie zmęczoną oraz pozbawioną dumy, osobę. Starałam się nie pokazać, jak wiele kosztowała mnie każda minuta spędzona w pozycji stojącej, w chwili, gdy miałam ochotę położyć się i usnąć, niczym larwa w kokonie, budząc się w pełni wypoczętym i całkowicie nowym człowiekiem.
Wszyscy jednak zdawali się być niezwykle przejęci, co chwilę pytali, czy wszystko ze mną w porządku, uśmiechali, gratulowali, jakbym właśnie wygrała turniej w bieganiu na długie i wyczerpujące dystanse.
Wciąż starałam się wypatrzyć swoje wybawiciela, pomimo tłumu, jakim się otaczałam. I właśnie wtedy, ku mojego boku zdołała przecisnąć się Emmanuelle i położyć spokojne i opanowane ręce z idealnie pomalowanymi fioletowe oraz mającymi spore rozmiary paznokciami, zawsze wprawiające mnie w zdziwienie i jednoczesne skojarzenie wilka, któremu jakiś niekompetentny głupiec udekorował pazury w taki sposób.
Ale ja nawet nie odwróciłam głowy, by spojrzeć w jej stronę i ujrzeć tę samą, idealną co reszta ciała twarz, gdyż moją uwagę przykuł jakiś poruszający się szybko i zwinnie, niczym dziki kot, mężczyzna, który pomimo wielu osób, nie przepychał się, ale sprawiał wrażenie, iż przenika przez te pospólstwo, niegodne jego spojrzenia czy dotyku. Błysk niepokojących, inteligentnych oczu w kolorze chmur, które unoszą się na tyle nisko, iż ze szczytu sporej wielkości góry można je zaobserwować i zatopić się w pięknie tego widoku, odbił piętno na mojej duszy na parę sekund, zanim zniknął za gęstwiną uczniów.
Kim jesteś, nieznajomy?
Ktoś musiał poprosić o jego zatrzymanie.
Wydałam z siebie odgłos własnego niezadowolenia i dotknęłam złotej barierki, po której mogłam wciągnąć się na pokład. Wszyscy uczniowie obserwowali moją rozpaczliwą scenę walki o dotarcie na kolej z przejęciem, a jednak zdawałam sobie sprawę z tego, iż nie obejdzie się bez dogryzania, zwłaszcza ze strony kujonów, którzy zapewne już obliczyli moje marne szanse.
A jednak się pomyli. Dotarłam na pociąg. Z czyjąś pomocą lub nie. Nieważne.
I właśnie w momencie, gdy próbowałam wślizgnąć się na barierkę, by raz na zawsze pożegnać towarzyszący mi wstyd i upokorzenie, oblepiona potem niczym galaretą dłoń zsunęła się, sprawiając, że w ciągu ułamka sekundy zdaję sobie sprawę, że zaraz pożegnam się z tym środkiem transportu mającym dostarczyć mnie do Akademii, a także uznaniem i dobrą opinią wśród uczniów. Iskierka desperacja szepnęła mi też cichutko, że przedstawiona przeze mnie sytuacja była najbardziej optymistyczną, na jaką mogłam się w danym położeniu zdobyć.
Spadając z tak rozpędzonego pociągu na zimną posadzkę, nie będzie się dało dostarczyć mnie czymkolwiek w jednym kawałku.
Wówczas ktoś chwycił moją dłoń; gwałtowność i siła uścisku zmiażdżyła moje kości, niczym maszyna przerabiająca zboża na jedną konsystencję mąki. Przez moment nie byłam w stanie logicznie myśleć; czułam się tak, jak gdyby tłamszona nie była tylko moja ręka, ale także dusza, wyciskając na niej piętno dłużnika, dla którego teraz ja powinnam uczynić coś miłego.
Silne ramię wciągnęło mnie na pokład, a ja wygięłam się, by ujrzeć twarz wybawcy. Niestety gdy tylko udało mi się pogodzić umysł z wzrokiem, dostrzegłam, iż stałam całkowicie sama, lekko się chwiejąc i trzęsąc, niczym listki osiki, tańczące z wiatrem przy najmniejszym jego podmuchu.
Chwilę potem koło mnie zgromadziło się mnóstwo osób, pojawiających się prawie tak szybko, jak mój wybawca zdołał uciec. Niemal, że zalali pomieszczenie, w którym się znajdowałam, sprawiając, że ponownie dostałam problemów z oddychaniem. Zaczęłam nerwowo pokasływać, jednocześnie próbując uspokoić niespokojny oddech i szybko dudniące, niczym woda w rynnie serce, by wyglądać na w pełni opanowaną i wcale nie zmęczoną oraz pozbawioną dumy, osobę. Starałam się nie pokazać, jak wiele kosztowała mnie każda minuta spędzona w pozycji stojącej, w chwili, gdy miałam ochotę położyć się i usnąć, niczym larwa w kokonie, budząc się w pełni wypoczętym i całkowicie nowym człowiekiem.
Wszyscy jednak zdawali się być niezwykle przejęci, co chwilę pytali, czy wszystko ze mną w porządku, uśmiechali, gratulowali, jakbym właśnie wygrała turniej w bieganiu na długie i wyczerpujące dystanse.
Wciąż starałam się wypatrzyć swoje wybawiciela, pomimo tłumu, jakim się otaczałam. I właśnie wtedy, ku mojego boku zdołała przecisnąć się Emmanuelle i położyć spokojne i opanowane ręce z idealnie pomalowanymi fioletowe oraz mającymi spore rozmiary paznokciami, zawsze wprawiające mnie w zdziwienie i jednoczesne skojarzenie wilka, któremu jakiś niekompetentny głupiec udekorował pazury w taki sposób.
Ale ja nawet nie odwróciłam głowy, by spojrzeć w jej stronę i ujrzeć tę samą, idealną co reszta ciała twarz, gdyż moją uwagę przykuł jakiś poruszający się szybko i zwinnie, niczym dziki kot, mężczyzna, który pomimo wielu osób, nie przepychał się, ale sprawiał wrażenie, iż przenika przez te pospólstwo, niegodne jego spojrzenia czy dotyku. Błysk niepokojących, inteligentnych oczu w kolorze chmur, które unoszą się na tyle nisko, iż ze szczytu sporej wielkości góry można je zaobserwować i zatopić się w pięknie tego widoku, odbił piętno na mojej duszy na parę sekund, zanim zniknął za gęstwiną uczniów.
Kim jesteś, nieznajomy?
***
No dobra, rozdział miał poślizg
tygodniowy, a jednak uważam, że nie jest bardzo tragiczny. Są gorsze i lepsze
momenty – początek wydaję mi się być katastrofą, natomiast później jest już
wedle mojej opinii o niebo lepiej. Wybaczcie chwilowy brak odzewu na Waszych
blogach, jednakże nie ma to jak odrabianie kary z powodu kilku nieudanych ocen.
Nowy rozdział? Myślę, że
powinien pojawić się w okolicach tygodnia, może więcej. Na pewno nie mniej,
ponieważ w zbliżającym się tygodniu mam masę różnych sprawdzianów i odpowiedzi
ustnych, zwłaszcza jeśli chodzi o język francuski.
Przepraszam za wszelakiej maści
opóźnienia i teraz pozostaję mi tylko czekać na Wasze oceny :)
Pozdrawiam.
W końcu! Już się bałam, że porzucisz stronę. Na szczęście rozwiałaś moje wątpliwości i czuję się z tym o wiele lepiej :D
OdpowiedzUsuńNa początek - po przeczytaniu pierwszego wersu cytatu w mej głowie pojawiły się różne ciekawe myśli, ale ja mam chyba po prostu zbyt bujną wyobraźnię :D
A więc idźmy dalej :)
Uwielbiam historię, w których bohater ma trudne dzieciństwo. Wytwarza się wtedy u nich ciekawy charakter, a gdy ktoś ma życie, jak w bajce to często nie ma osobowości i bije od takiej postaci idealnością.
Brawo za cudowne opisy, w tak długim i bogatym rozdziale zawarłaś tak naprawdę jedną znaczącą scenę, ale czytając to czułam się, jakbym towarzyszyła twojej bohaterce ;)
Uwielbiam tajemniczych nieznajomych! Zapewne ten wątek zostanie rozwinięty, tylko pytanie jak i kiedy?
I ogromna pochwała za twoje porównania. Jest ich mnóstwo i są wyjątkowe, niezwyczajne. Ja osobiście przedstawiam wszystko w o wiele prostszy sposób, bo nigdy nie potrafię znaleźć nic odpowiedniego do porównania, więc za to ogromny plus ;)
Mam nadzieje, że dasz sobie radę z nauką i znajdziesz czas na kontynuację historii ;D
Pozdrawiam, L. ;*
Nawet się ucieszyłam, gdy w obserwowanych zobaczyłam, że masz już next, wiesz? Od jakiegoś czasu tak tu sobie zaglądałam i patrzyłam, czy notka jest. Co prawda nie pamiętam już, czy komentowałam poprzedni, nie mniej jednak jestem i mimo pewnego chaosu myślowego, postaram się sklecić jakąś opinię.
OdpowiedzUsuńZacznę od tego, że masz rewelacyjne opisy. Choć na samym początku schrzaniłam cię za spam, to jednak muszę przyznać ci, że cieszę się, że do ciebie trafiłam, bo naprawdę masz fajny styl pisania. Opisy to jest coś, co Ginger Grant bardzo, ale to bardzo lubi i ceni, dlatego też byłam ukontentowana, widząc, że jest ich więcej niż dialogów. Opisy są podstawą dobrej historii, a szczególnie opisy przeżyć wewnętrznych. Tych u ciebie nie brakowało.
Nie mniej jednak, nie wiem, czy lubię Jacqueline. Mam co do niej dość mieszane uczucia. Póki co, jawi mi się ona jako taka rozkapryszona, wymuskana pannica. Może potem się to zmieni, bo to dopiero dwa rozdziały i historia dopiero się zaczyna, nie mniej jednak, nie wiem, czy ją lubię. Nie mniej jednak przecież nie zawsze jest tak, że się lubi wszystkich bohaterów ^^. Jej kreacja jednak wyszła fajnie.
Ta sytuacja z pociągiem dość komiczna, choć samej dziewczynie pewnie do śmiechu nie było. Zresztą, aż sobie przypomniałam moje dawne pogonie za uciekającymi autobusami, więc wiem, jak się musiała czuć xDDD. Na pewno musiało być to strasznie uwłaczające, szczególnie, że dziewczyna wydaje się być osóbką dość dumną i przejmującą się zdaniem innych. A Beauxbatons to też taka wymuskana szkoła, gdzie gnanie za pociągiem z wywieszonym językiem pewnie nie było zbyt mile widziane ;P. W każdym razie, miała dziewczyna niezłe wejście, i ciekawe, kim jest ten chłopak, co jej pomógł?
Nie mniej jednak, nie masz na co narzekać ^^.
Dziękuję za powiadomienie o nowym rozdziale (;
OdpowiedzUsuńMuszę ci powiedzieć, że nie lubię Jacqueline. Rozumiem, rodzice się nią nie opiekowali, bla, bla, bla, ale to nie daje jej prawa do bycia taką rozkapryszoną, samolubną dziewczyną. Dobra akcja z gnaniem za pociągiem, masz dobry styl pisania, tylko czytałam i cały czas zastanawiałam się, czy uda jej się wskoczyć, czy nie. Na szczęście się udało, choć nie powiem, gdyby się przewróciła, albo coś, też nie byłabym zawiedziona. Utarłoby jej to trochę nosa ^^ Ciekawe, kim jest ten chłopak, co jej pomógł.
Bloga dodaję do obserwowanych i z niecierpliwością wyczekuję 3 rozdziału, a ciebie zapraszam również do mnie (:
Bardzo się cieszę, że pojawił się nowy rozdział :D Wiadomo, że w pierwszych rozdziałach zwykle nie dzieje się wiele i są one wprowadzeniem do akcji i miło mnie zaskoczyłaś, gdy przeczytałam, że już coś się dzieje. Wyobrażam sobie jak musiała czuć się Jacqueline. Pomyślałam sobie, że to pociąg ma czekać na nią, a nie ona ma się spieszyć, aby go dogonić! :D Ja na jej miejscu pewnie stałabym głupio wpatrując się w odjeżdżający obiekt, bo przypadkiem bym się ośmieszyła. Haha. Norma.
OdpowiedzUsuńOdrobinę się zdziwiłam, że żaden z gapiów nie zatrzymał pociągu. No tak, to przecież takie normalne wśród ludzi... Zamiast pomóc, to wszyscy się patrzą, czekając na rozwój wydarzeń.
No właśnie! I kim jesteś, nieznajomy? Wyobrażam go sobie jako silnego, odważnego blondyna. Ah. Nie wiem, czemu tak jakoś natychmiastowo mi się skojarzyło.
Masz bardzo ciekawy styl, ale coś mi zgrzytało... Chyba tworzysz za długie zdania, ale to mogło mi się wydawać. Jestem meega zmęczona,a tu dopiero godzina dwudziesta pierwsza.. ;_;
Tsaaa, rodziców nigdy nie zadowolisz, ja już powoli się do tego przyzwyczajam...
Pozdrawiam. :*
[oczyscic-sumienie]
Ja powiem Ci tak, że ja nie lubię tej bohaterki jak na razie. Co nie oznacza, że nie będę czytać, gdyż mam nadzieję, że wydarzy się coś takiego, żę ona się zmieni (mam tylko nadzieję, że wydarzenia te nie będą dla niej bardzo tragiczne, choć chyba bez tego się nie obędzie).
OdpowiedzUsuńOna jest tak wyrachowana, pyszna, dumna, że aż tak bardzo jej nie lubię. Jak można tłumić swoje uczucia, tak jak zrobiła to ze swoją gosposią. Walnąć jej to może zmądrzeje ;D
A te jej przemyślenia, czemu nie może gonić pociągu, śmieć mi się chciało naprawdę :D Oh nie stracę reputację, jak pobiegnę za pociągiem, haha :D Z 2 strony wcale jej się nie dziwię. Rodziców ma jakich ma. Mówią jej, że ma być najlepsza, wychowali ją na taką damulkę (a może nie wychowywali, bo ciągle nie ma ich w domu, może to wychowywała gosposia?).
Podoba mi się jednak to, że ona przejawia jakieś normalne uczucia, tylko próbuje je chować gdzieś głęboko, bo uważa chyba, że jej nie wypada jeżeli ma być najlepsza. Chyba to jest odpowiedź. Także może nie pokazywać uczuć przez to, że rodzice jej ich nie pokazywali i uważa, ze to normalne. Tych rodziców też bym walnęła, bo to nie są prawdziwi rodzice jak się tak zachowują.
Ah no i ten chłopak. Czyżby jej miłość? Tylko, że on może mieć ją w głębokim poważaniu lub być taki jak ona. Tego nie zniosę!
PS Nie musisz mnie informować o nowych rozdziałach, ponieważ mam cię w obserwowanych ;)
Ho ho ho, nie wiedziałam, że można tak szybko biegać. gdyby ją ta kobieta nie zatrzymała to dziewczyna z pewnością zdążyła by na pociąg. Bałam się, że nie dobiegnie. Zastanawiałam się co wtedy będzie, ale dobrze, że ten nieznajomy ją wciągnął. Ciekawa jestem jak dziewczyna poradzi sobie z tym gadaniem na jej temat o ile jakieś błędzie, zawsze może obrócić to na swoją korzyść. Nie każdy potrafi tak biegać w takich obcasach i z tak ciężką torbą. Ciekawa jestem kim będzie ten nieznajomy, może jakimś nowym nauczycieleeem? Romansy z nauczycielami zawsze są fajne. Albo może nowy uczeń z wymiany? O taaak *.* Oh, ja chce już wiedzieć! Już, teraz, natychmiast! Pisz szybciutko! :)
OdpowiedzUsuńA, a i jeszcze zapomniałam. Nowy szablonik jest cudowny! :)
UsuńNowy szablon - piękny. Nowy rozdział - ciekawy ^^
OdpowiedzUsuńWidzę, że nadałaś pannie J. paskudny charakterek: dumna, chłodna, egoistyczna, rozpieszczona. Aż się prosi o zderzenie z rzeczywistością ;) Ale cieszę się, że podjęłaś się tematyki takich właśnie zniszczonych osób, bo one są w naszym społeczeństwie, w ostatnich latach chyba nawet coraz częściej.
Podobał mi się pomysł na gonienie pociągu. Tak jak reszta, zastanawiam się, co będzie dalej z tym chłopakiem. Nie chciał się pokazać, bo był nieśmiały, czy może wolał pozostać zagadką? Hm, w każdym razie zawrócił dziewczynie w głowie ;) Podobało mi się jeszcze to, że w trakcie wskakiwania na pokład pocigu, J. nie zauważyła twarzy wybawcy, co jest realistyczne. W takich sytuacjach raczej nie skupiasz się na walorach twarzy, tak jak pewnie w niektórych opowiadaniach by było ;)
Dodam jeszcze, że nie podobały mi się relacje, pomiędzy J., a E. Już czuć, że kolegują się ze sobą tylko dlatego, że obie są bogate i ładne, a równocześnie prowadzą rywalizację.
Czekam na ciąg dalszy niecierpliwie :)
Gest gosposi musiał nieźle zaskoczyć Jacqueline, w końcu nie była ona przyzwyczajona do takich czułości. Interesuje mnie, dlaczego Emmanuelle w ogóle nie zareagowała na widok przyjaciółki, żadnych uścisków, żadnej radości... tacy ludzie bardzo mnie odpychają, są sztuczni i dwulicowi, a już w szczególności tacy, którzy nie widzą nic, poza czubkiem własnego nosa i uważają się za lepszych od innych. Ale głównej bohaterki wcale za to nie winię. Tak wychowali ją rodzice, a ona, niestety, nie miała na ich metody żadnego wpływu. Och! Scena z pociągiem ^^ Aż mi się przypomniały moje gonitwy za autobusem, tyle, że ja nie miałam w zanadrzu żadnego tajemniczego wybawcy jak Jacq. Rodzice, rodzicami. Ich zasad nie zmienisz, próbowałam, ale moja mama, podobno szkolna kujonka, uważa, że ma gdzieś moje problemy i mam się tylko dobrze uczyć -.-
OdpowiedzUsuńNo i szablon rzeczywiście jest piękny^^
Pozdrawiam!
No cóż... Z wiadomych przyczyn, nie przepadam za Emmanuelle. Odbieram ją jako dwulicową, niezasługującą na zaufanie osobę, która na pewno nie darzy Jacqueline ciepłem, jakiego jej brakuje. Niestety, tak to już jest, kiedy otaczają cię nieszczerzy ludzie, chcący wkupić się w Twoje łaski. Uważam, że Jacqueline powinna przestać dążyć do perfekcji, odpuścić sobie ten wianuszek przyjaciół, którzy "zrobią wszystko", zeby jej dokopać i po prostu stać się normalną dziewczyną z prawdziwymi znajomymi, którym naprawdę na niej zależy. Może gdy straci te wszystkie maski, które ma, zobaczy, co naprawdę jest ważne. Życzę jej tego z całego serca. Może nawet ten tajemniczy pomagier będzie miał z tym coś wspólnego? Chyba szykuje nam się wątek miłosny lub odwrotnie. Nie mogę się doczekać !
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Apokalipsa
zarzewie-ognia
Mam nadzieję, że Jacqueline zrezygnuje z bycia dla wszystkich oschłą i chłodną. W dodatku to dążenie do perfekcji. Nie potrafię sobie wyobrazić takiego życia. Musi jej być ciężko. Liczę, że z czasem... znormalnieje? Nie jestem pewna, czy to odpowiednie słowo, ale żadne inne nie przychodzi mi do głowy. Ten opis gonitwy za pociągiem. To dopiero było coś. Nie potrafiłabym takiej sytuacji przedstawić tak wspaniale, jak Ty. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Już myślałam, że ona nie dogoni maszyny. Dobrze, że ktoś kazał ją zatrzymać. Jestem ciekawa, kto ją wciągnął i dlaczego się nie ujawnił. Chętnie poznam tożsamość tego osobnika.
OdpowiedzUsuńRozdział oczywiście świetny, Twoje zdania są tak pięknie sformułowane, piszesz wspaniałe porównania. Naprawdę Ci zazdroszczę. ;)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Jacqueline to zauważyłam, że większość osób jej nie lubi. A ja wręcz przeciwnie. Podoba mi się jej osobowość, w sumie nawet sama chciałam taka być, ale jestem zbyt miła dla ludzi. xd
Cała akcja z pociągiem świetnie przedstawiona. Chociaż w pewnym momencie myślałam, że ten pociąg już odjechał, a Jacqueline nadal stoi, ale na szczęście udało się wskoczyć.
Intryguje mnie ta tajemnicza osoba, liczę, że dowiemy się, kim była w kolejnych rozdziałach.
Pozdrawiam, Erin. ;*
Hej!!! Ojć, biedna Jacqueline, taka pewna swego, a jednoczesnie współczuje jej głupoty. Swiat chyba widzi zbyt idealnie przynajmniej siebie. Choć tego z rodzicami to jej współczuję.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę ci talentu, pisz szybko nową notkę!!!
Ps Przy okazji przesłałam ci na maila fragment mojego opowiadania o Harrym i Lunie, plis wyraź opinię co o tym sądzisz, ok?
Rozdział bardzo przyjemny, kocham tego, co ją uratował. Bo mam kogać nie? Bo to jej ukochany? A tak nawiasem mówiąc to coś ci się dziury w tekście porobiły, lepiej coś z tym zrób <3
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta!
Witaj,
OdpowiedzUsuńwłaściwie to nie powiadamiałaś i dobrze, że to zrobiłaś, więc dziękuję Ci :) Nie lubię robić sobie zaległości.
Do rzeczy.
Nie wiem jak Ty to zrobiłaś, ale podoba mi się postać Jacqueline, nie jest pierwszą lepszą, słodką uczennicą. W końcu jest ktoś kto odbiega od schematu tak jak Ty i chwała Ci za to ^^!
Strasznie kocham Twoje opisy, zaczęłam je od niedawna doceniać. Tak naprawdę to w jednym rozdziale niby nie wiele się dzieje, ale jest to tak opisane, że czuje się tą magię. Zniewalający styl pisania.
Właśnie, kim jest tajemniczy nieznajomy ;>?
Nie słodzę już, czekam na dalszą część.
Pozdrawiam serdecznie,
Liley
Super! Nie przestawaj pisać, bo robisz to świetnie. A rodzicami się nie przejmuj, niech sobie wiesz gdzie te krzyki wcisną!! Pozdro.
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadanie tak mnie zachwyciło, że po prostu nie wiem, co napisać. Ale jednak postaram się pozbierać myśli i ułożyć jakiś sensowny komentarz.
OdpowiedzUsuńNa początek - masz wspaniały styl. Swoim bogatym słownictwem z każdym zdaniem zachwycasz coraz bardziej. A te porównania, opisy... Coś pięknego, naprawdę.
Kolejna sprawa to to, że Twój pomysł na historię jest oryginalny, przy czym uważam, że bardzo ciekawy. Wszędzie czytamy o Hogwarcie, a tu mamy coś nowego - Francja, Beauxbatons. Oprócz tego wymyślasz oczywiście swoje własne postacie, co nie jest takie łatwe, choć daje pewną swobodę, nie musisz się ciągle martwić, że Rowling ukazywała jakąś postać inaczej itd.
Jeśli chodzi o ten rozdział - cudo. Akcja z pociągiem była bardzo ciekawa, cały czas trzymałaś czytelników w napięciu - nie wiadomo było czy Jacqueline wskoczy, czy nie. Ukazałaś nam też bardziej jej charakter wspaniałymi opisami, co bardzo sobie cenię.
Na pewno będę tu jeszcze wpadać, więc dodaję do linków i ze zniecierpliwieniem czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam, Pralinee. ;*
Byłam przekonana, że skomentowałam ten rozdział jeszcze przed swoim wyjazdem. No, ale nic - teraz to nadrobię.
OdpowiedzUsuńJak zwykle bardzo mi się podobało. Lubię twój styl, twoje opisy i dialogi. Wszystko ładnie ze sobą współgra i sprawia, że z wielką radością wchodzę na tego bloga.
Biedna Jacqueline. W sumie nie zyskała jakieś mojej szczególnej sympatii, ale i tak jej współczuję. Nie miała łatwego życia, dzieciństwa, więc trudno się dziwić, że ma taki a nie inny charakter. Natomiast ta cała sytuacja z pociągiem do najprzyjemniejszych nie należała. Mogła zakończyć się jeszcze gorzej. Dobrze, że ktoś zareagował w porę i nie pozwolił jej upaść.
Ciekawi mnie tylko kto był tym tajemniczym bohaterem, który uchronił ją przed skręceniem sobie karku.
Już nie mogę się doczekać dalszych przygód dziewczyny w szkole.
Zaintrygowałaś mnie jej historię, więc z niecierpliwością czekam na nowy rozdział.
Pozdrawiam serdecznie!
Jestem pewna, że tym chłopakiem jest któryś z braci Loscurité pytanie tylko który? Z nieznanych mi powodów nie lubię Emmanulle to chyba przez to, że w zakładce bohaterowie jest nią Taylor Swift. Z nieznanych mi przyczyn nie lubię tego jak wygląda chociaż do niej samej i do jej muzyki nie mam nic. Gdybym ja spóźniła się na pociąg pewnie nawet bym nie biegła tylko patrzyła w szoku a potem płakała. Nie wiem co jeszcze napisać jak zwykle jestem kiepska w komentowaniu ale się staram. Pozdrawiam. Ps. Cudowny szablon .
OdpowiedzUsuńNa początku, nim zapomnę, chciałabym zaznaczyć, że nowy szablon główny na Twoim blogu jest absolutnie genialny! Już wcześniej wypatrzyłam go na blogu i się zachwyciłam jego prostotą, a jednocześnie niebanalnością. Idealnie pasuje do tematyki opowiadania. ;)
OdpowiedzUsuńCo się tyczy rozdziału - obawiałam się, że Jacqueline naprawdę nie zdąży na pociąg i ciekawa byłam, jak wtedy dostanie się do szkoły. Na myśl od razu przyszedł mi latający samochód, dzięki któremu Harry i Ron trafili do Hogwartu, jednak na szczęście zjawił się owy nieznajomy, który pomógł Jacqueline dostać się do pociągu i któryś z uczniów, który zatrzymał pociąg. Chyba że to była jedna i ta sama osoba. Znam ten stres związany z pogonią za środkiem transportu. Ostatnio - pewnie ze względu na pogodę - prawie cały czas spóźniam się na autobus. O ile na początku roku jako tako się wyrabiała, o tyle teraz mi się nic nie chce. Dobrze, że kierowcy są tacy mili i się zatrzymują, gdy widzą, jak ktoś biegnie za autobusem. Ale odbiegłam trochę od tematu... Obiecywałaś ostatnio, że będzie się działo coś więcej niż mruganie przystojnego Pottera do Francuzki czy jedzenie posiłku i dotrzymałaś słowa. Jednak, mimo wszystko, czuję jakiś niedosyt po przeczytaniu. Piszesz strasznie rozległe i ciągnące się kilometrami opisy, przez co czasami tracę orientację w tekście. To wszystko się tak wolno czyta. Gdyby nie ta pogoń za pociągiem na złamanie karku, to pewnie rozdział nie byłby już taki ciekawy i wciągający. Mam nadzieję, że następny będzie bardziej bogaty w dialogi i akcję. Ciekawa jestem, w jakim świetle ukażesz Beauxbatons, uczniów owej Akademii i zasady w niej panujące. ;)
Pozdrawiam. ;*
No proszę, kobieta, która niby nie chciała mieć z nią za wiele wspólnego życzyła jej powodzenia, co jest naprawdę miłym gestem. Współczuję Jacqueline tak nieciekawych (a dokładniej: rzadkich) kontaktów z rodzicami. Widać, że ojciec wymaga od niej, by była najlepsza, co z pewnością ma wpływ na jej zachowanie wobec innych.
OdpowiedzUsuńJuż myślałam, że rzeczywiście spóźni się na pociąg, co byłoby naprawdę ciekawe, bo wtedy mogłabym przeczytać w jaki inny sposób dostała się do szkoły. Ale wydarzenia potoczyły się inaczej i dziewczyna dostała się do pociągu przy czyjejś pomocy. Ciekawe kim jest nieznajomy? Może to jakiś nowy uczeń?
Ogólnie masz całkiem przyjemny styl, a zwłaszcza podobają mi się Twoje porównania - to o odkurzaczu było bajeczne :) Dodaję do obserwowanych i będę tu zaglądać.
Pozdrawiam!
Cholera, by to wzięła, no! Kochana, przepraszam! Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam! Wstyd się przyznać, ale byłam pewna, że skomentowałam, a tu wchodzę, patrzę, komentarza nie ma :( Przeczytałam zaraz po dodaniu, ale jak widać zapomniałam skomentować. Mam nadzieje, że się nie gniewasz.
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle znakomity. Opisy pozwoliły mi się po prostu przenieść na dworzec. Jacqueline musiała się nie źle sprężyć, żeby zdążyć wsiąść do pociągu :) Trochę się pośmiałam z tej jej dumy. Hm, czyżbyś wprowadzała wątek miłosny xd? Ten jej tajemniczy wybawca....
O ile dobrze zrozumiałam, że to mężczyzna xd
Jej przyjaciółka jest chyba troszeczkę pusta, tak mi się przynajmniej zdawało.
No to ja się nie rozpisuje, czekam na kolejny rozdział, życzę weny i pozdrawiam ^^